A gdyby tak... spojrzeć na siebie inaczej?

Zazwyczaj jesteśmy wobec siebie bardzo krytyczni. Dostrzegamy najmniejszą niedoskonałość na swojej cerze, jedyny siwy włos, a nawet tę niewidoczną fałdkę na brzuchu. Widzimy swoje wady, umniejszamy własne sukcesy, nie zauważamy sukcesów… A gdyby tak chociaż raz spojrzeć na siebie oczami tych, którzy nas kochają? 


Jak się widzę, tak się piszę

Nie wiem, czy wynika to z kultury, w jakiej zostaliśmy wychowani, konkretnej rodziny, naszej osobowości czy charakteru, ale bardzo często obserwuję wśród znajomych czy rodziny tendencję do tego, by siebie krytykować i nie doceniać. Nie mówić głośno o tym, co się osiągnęło, nie chwalić się awansem, wolontariatem czy ładnym uśmiechem. Najczęściej jednak chyba widzę to u moich przyjaciółek. Dziewczyn, kobiet naprawdę wspaniałych: inteligentnych, bystrych, zabawnych, dobrych, zdolnych, ambitnych. 

Kiedy łapią dołek, nie widzą w sobie nic pozytywnego. Nawet największy sukces potrafią przedstawić tak, jakby to był po prostu zbieg szczęśliwych dla nich okoliczności, a nie efekt ich ciężkiej pracy i starań. Torpedują każdą próbę podniesienia ich na duchu i pokazania, jak fajne i wartościowe są. Przywołują z pamięci każdą porażkę, jaka im się przydarzyła, patrzą na siebie jak na najbrzydsze stworzenia na świecie i zawsze, po prostu zawsze, znajdą jakieś „ale” na nasze argumenty. 


Zmienić perspektywę

Tak sobie czasem myślę, że każdy z nas powinien sobie zrobić takie ćwiczenie. Najpierw napisać na kartce wszystko to, co przychodzi nam do głowy, gdy myślimy: „Cała ja / Cały ja”. A później poprosić trzy najbliższe nam osoby (mama/partner/przyjaciółka/najlepszy kumpel, rodzeństwo), by na innych kartkach opisały, jak nas widzą. Ciekawa jestem, jak bardzo różniłyby się te opisy. 

Nasi najbliżsi patrzą na nas przecież przez pryzmat tego, że nas kochają. Jeśli jest to zdrowa miłość, to widzą nasze wady, potknięcia, słabości, ale dostrzegają także to, co jest w nas najlepsze. I zazwyczaj na tym się skupiają, gdy o nas myślą lub mówią. Piękne, prawda?


Podnieść swoją samoocenę

A my? Jakimi uczuciami siebie darzymy? Czy jest to miłość lub choćby sympatia? Czy raczej niechęć, złość, zawód? Coraz więcej i częściej mówi się o tym, by zaakceptować, a później pokochać siebie, jednak nadal wielu z nas jest na początku tej drogi. Zbyt często słyszeliśmy pewnie: „Nie chwal się tak. To nie wypada”, „Czwórka? Nie piątka? A co dostała Kasia?”. Zbyt często nie otrzymaliśmy tyle uwagi, ile potrzebowaliśmy. Zbyt często nasze uczucia i pragnienia nie były ważne.

Dlatego czas to zmienić! Zaopiekujmy się sobą! Zadbajmy o swoje wewnętrzne dziecko. Poszukajmy odpowiedzi na pytania: „Co o sobie myślę i z czego to wynika?”. A gdy już się tego dowiemy, spróbujmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by zacząć żyć lepiej, radośniej, spokojniej i… szczęśliwiej. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.