Czasami bywa tak, że kobieta- niekiedy po wielu latach „poszukiwań”, oczekiwania, przykrych doświadczeń, wreszcie znajduje kogoś, przy kim czuje, że jakaś struna w jej sercu i duszy drga, że coś iskrzy… W końcu czuje uniesienie, doświadcza stanu, w którym w każdej wolnej (a nawet i nie wolnej) chwili dnia myśli o tej osobie. Czeka z niecierpliwością na spotkanie lub na jakąkolwiek wiadomość. Czuje podekscytowanie, a gdy dostaje niespodziewaną wiadomość lub odbiera telefon od niego – jej serce fika z radości koziołka „Aaaa… Napisał, zadzwonił… Myśli o mnie!!!” I to jest fajne. To właśnie czyni jej dni piękniejszymi, radośniejszymi. To sprawia, że budzi się z uśmiechem rano i od razu wstaje z łóżka. Bez pokusy, by zostać w wygodnym łóżku pod kołdrą i nic nie robić. I jeszcze fajniejsze byłoby to, gdyby to tak trwało, rozwijało się, przechodziło w kolejne etapy relacji, budowania związku.

Jednak nagle (a może stopniowo) pojawiają się jakieś wątpliwości, znaki zapytania. Wydarza się coś, co na chwilę zaburza spokój, budzi czujność. I trzeba mieć bardzo dużo wewnętrznej siły, by posłuchać tych wewnętrznych podszeptów kobiecej intuicji. Niestety, bardzo ciężko jest się obudzić z tego pięknego snu, w jakim się trwało. Zeskoczyć na ziemię z tych kilkunastu centymetrów, na których się ostatnio unosiło. Tak więc kobieta trwa w tej relacji, mając nadzieję, że jednak będzie dobrze. Przecież jest bardzo szczęśliwa z nim. Przez większość czasu… na ogół… momentami. I nawet jeśli to szczęście trwa tylko chwilę, a potem następuje długi czas, kiedy cierpi i bije się z myślami, to nadal trwa. Zadowala się tą namiastką szczęścia, choć gdzieś w głębi duszy wie, że zasługuje na szczęście przez duże „SZ”, które potrwa dłużej, niż tylko chwilę.

Myślę, że to trwanie w relacji, w której kobieta nie czuje się spełniona wynika z wielu czynników. Po pierwsze boi się samotności. Pamięta ją jeszcze sprzed paru tygodni czy miesięcy. Zdecydowanie nie było fajnie. Mimo trendu, że bycie singlem jest fajne, modne i w ogóle super. Mimo twierdzenia niektórych osób, że może realizować siebie w stu procentach, nikomu nie musi się tłumaczyć, może robić co tylko i kiedy tylko chce. Guzik prawda. Jeśli jest w zdrowym związku, to też będzie się realizować. Nikt jej nie ograniczy. Mądry i dojrzały partner będzie ją wspierał, podbudowywał. I nie będzie oczekiwał raportów na temat tego, co i z kim robiła w ciągu dnia (albo tym bardziej w nocy na imprezie z koleżankami).

Lęk przed samotnością wiąże się między innymi z niską samooceną, która też chyba przyczynia się do trwania w toksycznej relacji. „Co, jeśli nikogo więcej nie poznam? Jeśli nikt mnie nie pokocha?”. Życie według zasady: „Lepszy rydz niż nic” raczej nie wyjdzie nam na zdrowie. Bo jeśli kobieta czuje, że w jej związku coś jest nie tak, to zapewne tak jest. Przecież zna siebie najlepiej. Wie, co jest dla niej dobre, a co jej szkodzi. Jeśli dostaje wysypki po orzechach, to będzie ich unikała. Dlaczego więc słucha sygnałów płynących z Twojego ciała, a ignoruje te, które wysyła jej własna dusza? Jeśli pojawiają się myśli, że coś jest nie tak z tym facetem, coś jej przeszkadza i jest pewna, że nie jest w stanie tego zaakceptować, to dlaczego nie odejdzie?

Może też być tak, że mężczyzna jest ok- kobieta widzi, że jest dobry, mądry i odpowiedzialny, a inni tylko ją w tym utwierdzają, mówiąc jej, że do siebie pasują. Tylko po jakimś czasie dochodzi do wniosku, że on rzeczywiście wydaje się być super facetem, ale… dla kogoś innego. Że pomimo szacunku i sympatii, jakie do niego żywi, nic z tego nie będzie, bo ona szuka czegoś innego.

W takich sytuacjach powinno się odpuścić. Pozwolić sobie na szczęście z kimś innym. Uwierzyć w to, że jest wspaniała i wartościowa. I że będzie jeszcze szczęśliwa z kimś. Tyle że najpierw musi nauczyć się być szczęśliwa sama ze sobą. Odnaleźć lub zbudować poczucie wartości, którym może i zachwieje nieudany związek, ale tylko na chwilę. Na parę wieczorów, podczas których wypłacze swoje żale i niespełnione nadzieje, a potem ruszy dalej do przodu, wyciągając wnioski z poprzedniej lekcji. I pewna siebie, silna, uśmiechając się otworzy kolejny rozdział książki pt. „Moje życie” i podekscytowana będzie go tworzyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.