„Wyloguj się”.

Klik. Zniknęła z fejsbukowego świata. Kolejny raz w przeciągu godziny- z każdym następnym razem coraz bardziej zniechęcona. „Znów nie napisał”- pomyślała. Najpierw ze smutkiem. Później do głosu doszła złość. „Proszę bardzo. On mnie nie potrzebuje, to ja jego tym bardziej”.

W głowie biło się ze sobą wiele myśli, jednak jedna wygrywała ze wszystkimi. Ta, która drwiła z niej bezlitośnie, uświadamiając, że jej zachowanie jest dziecinne i nieracjonalne. Choć może właśnie ta nieracjonalność była raczej przymiotem dorosłości? W rozumowaniu dziecka byłoby jej zdecydowanie mniej. Oczywiście zdawała sobie, że takie siedzenie przed komputerem i logowanie się coraz częściej i częściej jest bezsensowne. Powinna zająć się sobą, swoimi zainteresowaniami, spędzić czas pożytecznie, choćby miało to być mycie okien co godzinę, zmywanie czystych naczyń czy wychodzenie na spacer z psem, którego przecież nie miała. Wszystko byłoby lepsze niż bezmyślne gapienie się w monitor lub telefon i sprawdzanie, czy gdzieś tam na drugim końcu miasta on nie robi tego samego. „Czy jest w domu? Jeśli jest na fejsie, to znaczy, że tak. Jeśli nie, to znaczy, że pewnie jest gdzieś z kolegami lub- co gorsza- z kimś innym”. Chyba się trochę zagalopowała. Nie szukając niczego, co pozwoliłoby się jej oderwać od myślenia o nim, w końcu zwariuje. A w zakładzie psychiatrycznym to dostępu do portali społecznościowych raczej jej nie zapewnią.

Zła, teraz już na samą siebie, podeszła do okna. „Może pójdę pobiegać”- przyszło jej do głowy. „Ale sama? Eee… nie chce mi się”. Westchnęła. „Ech, Majka. Miej chociaż tyle uczciwości, by sama przed sobą przyznać się, że ciągle szukasz wymówek. Począwszy od głupiego biegania, przez znalezienie pracy, po zrobienie porządku z własnymi uczuciami. Jeszcze moment i sama zaczniesz sobą gardzić. Zakładaj dresy i ruszaj tyłek”. Wewnętrzny głos był jak zwykle niezawodny. Dziewczyna nie była do końca przekonana, czy to był głos motywujący, bo czasami miała wrażenie, że potrafi nieźle jej dokopać. Nawet wtedy, kiedy już leży bez sił i nadziei. A podobno leżącego się nie kopie.

Posłuszna wewnętrznemu (de)motywatorowi włożyła spodnie, bluzę, adidasy, zgarnęła klucze, wyciągnęła rękę po telefon i… cofnęła ją „Pff… I tak nie zadzwoni” pomyślała z przekąsem i wyszła z mieszkania. Zamknęła drzwi na klucz, wychodząc z klatki zerknęła z przyzwyczajenia w okna mieszkania sąsiadki z naprzeciwka. Jak zwykle kobieta siedziała w oknie. „Czy ona nie ma co robić?”- pomyślała zirytowana w pierwszej chwili. Zaraz jednak zreflektowała się i w jej sercu pojawiło się współczucie dla starszej, samotnej kobiety, której jedynymi rozrywkami były: wyprowadzanie psa na spacer albo monitorowanie otoczenia bloku z okna swej kuchni. Minęła okna mieszkania sąsiadki, kiwnąwszy głową na powitanie i przyspieszyła kroku. Postanowiła zacząć od szybkiego marszu. Po dwóch minutach, kiedy była już na prostej ścieżce i wiedziała, że żadne światła jej nie zatrzymają, zaczęła biec.

Starała się jednocześnie oddychać głęboko, tak jakby z każdym wydechem pozbyć się negatywnych emocji. Słyszała gdzieś, że samo oddychanie może człowiekowi poprawić humor. Po chwili, kiedy już zaczęła łapać zadyszkę

– „No, kochana, Twoja kondycja jest godna pożałowania”- westchnęła i znów przeszła do szybkiego marszu, później znów chwila biegu. Po jakimś czasie, trochę zmęczona i już znacznie spokojniejsza, zwolniła i kierując się w dalszym ciągu przed siebie, spojrzała w niebo. Słońce już się skryło za horyzontem. Wiał lekki wiatr, który chłodził rozgrzane ciało. Była już na obrzeżach miasta. Z jednej strony ścieżki, po której szła, miała łąki, jakieś pola, gdzieś w oddali ogródki działkowe. Z drugiej: obwodnicę.

Nagle zapragnęła znaleźć się w miejscu, gdzie dokoła byłaby tylko zielona, kojąca łąka. Gdzie jedynym dźwiękiem, jaki by słyszała, byłaby cisza lub śpiew ptaków. Ewentualnie odgłos jadącego w oddali traktora. Odgłosy wsi- tak bliskie jej sercu i dające jej ukojenie. Westchnęła.

Co się z nią ostatnio stało? Nie miała ochoty na spotkania ze znajomymi, nie odczuwała potrzeby pojechania do domu, do mamy, znikła nawet chęć do czytania książek, które przecież uwielbiała… Kiedyś. A teraz? Co jest dla niej teraz ważne? Pytanie bez odpowiedzi. Coraz częściej ogarniało ją poczucie beznadziejności. A może to po prostu jej nieudolność i brak umiejętności podjęcia jakiejkolwiek inicjatywy.

Miała wrażenie, że marnuje swoje życie i ciągle podejmuje złe decyzje. Tu zrezygnowała z jednej pracy po dwóch miesiącach, z drugiej też, bo pojawiła się szansa na coś lepszego. Miała pomóc jej kuzynka. Miała, ale tego nie zrobiła. To była gorzka lekcja, bo rozczarowała się kimś, na kogo bardzo liczyła. Od tamtego czasu lepiej rozumiała sens powiedzenia: „Umiesz liczyć? Licz na siebie”. I choć gdzieś tam w głębi duszy zdawała sobie sprawę z tego, że jej czarne myśli wynikają ze zniechęcenia, rozczarowania i braku jakiegokolwiek sensownego zajęcia, to powstrzymanie tego mentalnego samobiczowania wydawało jej się niemożliwe.

Może tak po prostu było wygodniej? Pewnie tak. Widocznie była zbyt słaba, by wziąć się w garść. Choć próbowała wiele razy. Nawet teraz. Spojrzała przed siebie i pomyślała, że przecież w końcu coś musi się zadziać pozytywnego. Musi znaleźć pracę. A później jakoś się poukłada…”W końcu przecież musi być dobrze!”. Z tą myślą, cieniem uśmiechu i kiełkującą iskierką nadziei w sercu zawróciła i znów zaczęła biec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.